środa, 21 grudnia 2016

Tradycja

...tradycja za zwyczaj wyniesiona z domu rodzinnego, związana z danym regionem zamieszkania, przekazywana dalej pokoleniom.
Jest i taka, którą zapożyczamy.
Rodziny się łączą, regiony mieszają. Powstają wtedy stoły pełne różności

W naszym regionie piecze się wiele rodzajów ciasteczek. Jest ich ponad trzydzieści.
Z bakaliami, czekoladą, powidłami, kruche, ucierane, nadziewane, zakrapiane alkoholem...jest ich całe mnóstwo, mam wrażenie: im więcej lat mija tym więcej gatunków przybywa.

Tradycyjnie, jak co roku Zamek Cieszyn organizował konkurs na cieszyńskie ciasteczka link 
Nagrodę przyznawał sam burmistrz miasta.
Zamieszczam też link do przepisów, może się skusicie. Zapewniam, są radością smaku w świąteczne dni:)
Sama zrobiłam tylko te, które widzicie na zdjęciu: to "ule" nadziewane masą z ajerkoniaku, podlewane czeskim rumem.
Uwikłana w tradycję postawiłam w tym roku na więzi rodzinne i część ciasteczek wypiekałam z moją córką i naszymi połówkami. Mężczyźni dzielnie dotrzymywali nam kroku umilając ten przedświąteczny czas.

Tradycja pieczenia ciastek cieszyńskich sięga przełomu XIII XIX wieku. Pojawiły się w raz z panowaniem Habsburgów na terenie Śląska Cieszyńskiego.
Wypiekane przez gospodynie pozostały do dziś i nadal są słodką ozdobą naszych stołów podczas wielu uroczystości rodzinnych takich jak wesela, czy chrzciny.


 A co oprócz ciasteczek?
To pewno jak u wszystkich: gorączka przedświąteczna trwa.
Niestety nic nie czytam. U mnie nie prawdopodobne. Myślę, że to tylko stan przejściowy:(
Dla nabrania dystansu dziergam nie zbyt skomplikowany model za to duży gabarytowo:ma być sukienka.

Moi drodzy goście, myślę że to mój ostatni wpis przed świętami.
I dla tego pozwolę sobie złożyć Wam życzenia.

Wspaniałych Świąt Bożego Narodzenia
spędzonych w ciepłej atmosferze
Własnego skrawka nieba
Zadumy nad płomieniem świecy
Błogosławieństwa Bożego

 

Wesołych świąt! Ewa
 


środa, 14 grudnia 2016

I stało się: dziewiątego grudnia

Choć dla wielu z Was to czas przygotowywania się  do świąt i na blogach pełno inspiracji do dekoracji, czy też pomysłów na prezenty, to mój czas w tym roku pochłonęły inne myśli.
Myśli równie przyjemne i absorbujące: ślub, mój własny...


Miłość, na oko łagodna,

w istocie bywa jak pantera głodna!

I chociaż ślepa, drogi przyjacielu,

najkrótszą drogą podąża do celu.

 

                                                                                                         William Shakespeare Romeo i Julia




 

Żaden dzień się nie powtórzy,

nie ma dwóch podobnych nocy,

dwóch tych samych pocałunków,

dwóch jednakich spojrzeń  w oczy

                                                   
                                                                                  Wiesława Szymborska Nic dwa razy

 


 

 Było głośno, było radośnie...




Dla tych, którzy odwiedzają moją stronę już się wyjaśniło dlaczego ostatni mój wpis dotyczył pierwszego mężowskiego swetra :D
Po dziesięciu latach wspólnego życia po prostu musiał nastąpić ten pierwszy raz ;-)
Powoli mija czas i emocje wracają do codziennego rytmu. Już nie nad gonie planów świątecznych, ale postaram się choć trochę zaplanować czas z rodziną.

Póki co idziemy przez ten świat razem, mamy to szczęście należeć przez tą chwilę tylko dla siebie.
I wierzę w to, że ta jedna chwila pozwoli nam przetrwać całe życie.

Ps.
Wpis dedykuję mojemu kochanemu mężowi, bo wiem, że choć żartuje z tego co tu wypisuję, to czasem tu zagląda.

niedziela, 11 grudnia 2016

Pierwszy mężowski sweter

Dla czego pierwszy mężowski ?
Będzie o tym w kolejnym poście...

Na którymś z ostatnich spotkań środowych u Maknety pokazywałam zalążek tego właśnie zacnego męskiego swetra tu
Trochę czasu upłynęło do jego wykończenia. Wszystko przez ten czas, który mieliśmy dość mocno napięty.
Zdjęcia dosłownie z ostatniej  chwili. Nie było na co czekać z fotkami.
Pogoda zmienna jest: trudno...
Mimo dzisiejszego wietrznego i pochmurnego spaceru udało mi się zrobić parę zdjęć i chwalę się: sweter dziergało się bardzo przyjemnie, a włóczka godna polecenia...miękka, ciepła, nie gryząca i w pięknym kolorze natury.
Może kiedyś wydziergam do pary, podobny dla mnie(?)




Zużycie materiału to osiem motków Drops flora.
Wzór pochodzi z gazety Sandra nr 1/2016

środa, 16 listopada 2016

Słucham, dziergam , pruję

Katarzyna Bonda, kto o autorce nie słyszał ?





Dla nas moli książkowych autorka znana choćby ze słyszenia.  W opiniach mniej lub więcej lubiana.
Przyznam się, że kiedyś zaczęłam czytać "Florystkę" i chyba nie było mi z nią po drodze, bo jej nie dokończyłam. Teraz już nawet nie wiem dla czego...
Dwa dni temu coś mnie tknęło,  żeby wsłuchać się w audiobooka pierwszej części tetralogii kryminalnej: Cztery żywioły Saszy Załuskiej.
Skusiłam się barwie głosu Agaty Kuleszy. Wszak wiadomo, że nie jest bez znaczenia kto użycza takiego narzędzia pracy jak głos. A aktorkę darze ogromną sympatią:)
I choć mało kiedy sięgam po tę formę literatury to "Pochłaniacz" w dosłownym tego słowa znaczeniu pochłonął mnie czasowo na parę godzin.

Długi czas do autorki podchodziłam jak do jeża głównie ze względu na skrajne opinie.
Im więcej ich czytam tym bardziej dochodziłam do wniosku, że chyba nie do końca pani Bonda jest rozumiana przez czytelników. I sama muszę się przekonać o co w tym wszystkim chodzi, po co tyle szumu?
W śród licznych wypowiedzi są tylko opinie takie, które się zachwycają jej powieściami, oraz ci którzy uważają je za  nudne, przereklamowane. Tych ostatnich mam wrażenie że jest więcej.
Dlaczego tak się dzieje, że  autorka wywołuje w ludziach przeważnie skrajne emocje?
Myślę, że wynika to ze zbyt wyidealizowanych wyobrażeń na temat ukazanej na rynku czytelniczym powieści, oraz oczekiwań czytelnika.
Co raz to częściej obserwuję, że czytelnicy oczekują najczęściej prostej w odbiorze literatury i taką najchętniej okrzyknęliby mianem bestsellera na skalę światową. Może się się mylę...
Ale Bonda to nie larsomania ani klasyczny kryminał Agaty Christie.
To powieść złożona z wielu wątków również społecznych i wielu sprecyzowanych charakterów. To kawałek współczesnej Polski okraszonej mniej lub bardziej fikcją literacką . To nie literatura na dwa wieczory, ale złożony, dobrze opracowany warsztat autorki.
Docenić tę powieść może tylko odbiorca, któremu nie spieszno do przekładania kartek, z których wypadnie kolejny nieboszczyk, a krew poleje się strumieniami.
Książka ta być może dla kogoś może się się okazać zbyt skomplikowana, momentami za długa ale to bardziej zaleta niż wada. Dzięki temu można wpaść w klimat powieści. Poza tym to pierwszy tom więc musi dać solidne podstawy.
Po wysłuchaniu nasuwają mi się tylko pozytywne wnioski.
Zachęcam do ponownego przyjrzenia się autorce. Sama dałam sobie tą szanse, czym umiliłam sobie czas dziergania, gotowania i innych prac domowych.
Spróbujcie, a nie oderwiecie się tak szybko od słuchawek:))



Słuchając audiobooka pochłaniałam kolejny motek do swetra.
Pokazywałam kawałek wzoru tydzień temu. Link
Zostały mi do wydziergania tylko i aż ... rękawy.

Podzielę się z Wami jeszcze moim bzikiem dziewiarskim. Nie mogę tego inaczej nazwać.
Przeszłam już chyba samą siebie.
Będąc w jednym ze sklepów z tzw. tanią odzieżą zauroczyłam się pewnym swetrem.
Fason swetra daleko odbiegający od modowych trendów jesień/zima 2016.
Spytacie co mnie tak urzekło?
-włóczka, piękna kobaltowa, przeplatana delikatnym srebrnym włosem.
Z przeznaczeniem do sprucia, kupiłam ten rozciągnięty, ale nie zniszczony sweter za 6 zł. z groszem.
Wyprałam, sprułam i wyprostowałam włóczkę metodą czujnikową. link
Plan udziergu na razie tworzy się w głowie.
Na zdjęciu poniżej część swetra do sprucia. Sami widzicie: jest co robić:D



Pozdrawiam:)Ewa


środa, 9 listopada 2016

Optymistycznym krokiem w jesień...


Jeśli jestem meteopatką to tyko w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Nie mam skłonności do jesiennej melancholii, jednak aura jesienna co raz zuchwalej panoszy się po domu.
Nikt jej nie zaprasza. Sama wkrada się przez okna w raz ze zmrokiem.
I choć czasem pokazuje te lepsze strony pięknych jesiennych barw i nie licznych promyków słońca to jednak chłód przenikający przez nasze palto uzmysławia nam, że to już nie lato...
Co raz to częściej, bezczelnie rozsiada się na mojej ulubionej kanapie przypominając mi uciekający czas tego roku.
Nie długo listopad zdmuchnie kolorowe liście i szarość nadejdzie.
To teraz czas zwalnia. Nawet mój pies się przestawia na tryb zimowy, więc i ja szykuję się mentalnie do tej pory roku, która w brew pozorom, może sprawiać przyjemność.
Cóż jest lepszego o tej porze od wtulenia się bezkarnie w miękki koc z ciepłą herbatą w dłoni, czy też kieliszkiem rozgrzewającej nalewki, dobrej książki oraz nieodzownych robótek ręcznych?
Świat się nie kończy:) Mamy: bliskich, znajomych, blogerki, kino, teatr, spacery w ostatnich promykach słońca...a nawet jak jest plucha to parasol pomoże:D
Jak to mówią: nie ma złej pogody tylko złe ubranie...
Tak często przypisujemy sobie melancholię, apatię, nudę... zwał jak zwał, jesieni. To chyba takie nasze przyzwolenie, bo jak jesień, to musi być smutno...nic mylnego.
Pomysł !!!
Grunt to go mieć, najlepiej na siebie, bo jak tego nie posiądziemy to nawet słoneczne lato humoru nam nie poprawi:D

Człowiek całe życie się uczy.
Odkryłam w tym roku owoc pigwy, a raczej  pigwowca. Jest znaczna różnica pomiędzy tymi dwoma owocami.
Przede wszystkim różnią się wielkością, smakiem i aromatem.
Nie zdając sobie sprawy jak wartościowy krzew rośnie blisko bloku mojej mamy, zaprzepaściliśmy parę ładnych sezonów jesiennych na zebranie tego jak bardzo wartościowego owocu.

Najpierw skroiłam do małych słoiczków owoc, przesypując cukrem i miodem. Do jednego słoika dodałam jeszcze imbir taki klasyk.
Po odstaniu owoce i sok zastępują cytrynę do herbaty. Przepyszne i zdrowe.
W drugiej kolejności owoc poszedł na nalewkę z dodatkiem laski wanilii, cynamonu i goździków. Pachnie pięknie.         Na moc jednak muszę poczekać.                                                                                                                                         Póki co raczę się nalewką robioną latem z malin i wiśni.
Uwielbiam zamykać owoce w słoiki i chomikować, żeby mieć tą przyjemność delektowania się w długie wieczory.




Zapraszam na WDiC do Maknety czytamy i dziergamy :)

Dziś króciutko; prócz robótki czytam to samo co w zeszłym tygodniu. tu
Nie spiesznie kartka za kartką poznaję losy rodziny Jaszich.
Bardziej spiesznie wywijam drutami, bo na nich ciepły sweter się robi.
Dodam tylko, że to model męski.




Pozdrawiam:))Ewa

środa, 2 listopada 2016

Szal i czapka dla Pauli


 Plan wykonany w terminie:D
Szal i czapkę dla córki udało mi się wykończyć do słownie dzień przed jej przyjazdem.
Od razu wykorzystałam ją w charakterze modelki

Wzór patentowo-warkoczowy, jak to u mnie bywa znowu jest powtórzony. Takie było życzenie córki:))
 Znajdziecie go na moim starym poście tu
Zużycie materiału to pięć motków Drops Alpaca MIX kolor: 3969



Zaczynam czytać drugi tom Ósme życie Nino Haratischwili.

To kontynuacja  fikcyjnych losów gruzińskiej rodziny Jaszich.
Do pierwszego tomu zachęcałam nie dawno w poście jesiennym tu
Książka bardzo mnie zachwyciła, więc jak tylko miałam sposobność do przeczytania drugiej to wszystkie inne stosy i stosiki książek na razie poszły w odstawkę.




Bardzo lubię zaglądać w Wasze posty, a dziś środa z Maknetą to z przyjemnością odwiedzę Wasze blogi:))
Pozdrawiam:))Ewa

wtorek, 18 października 2016

Pompon dla siostry

...zimno nadchodzi...niestety...
Biorę druty  w rękę i narzucam coraz to więcej oczek na czapki, chusty i szale dla całej rodzinki.
Najpierw dla siostry: chusta tu , potem czapka i pompon musi być, bo takie życzenie:)
I proszę jest ogromny...:-)

Następna w kolejce córka, ale to za tydzień.
I ciepły sweter dla mężczyzny mojego życia:))

Ogólnie to takie plany na najbliższy miesiąc.
Kurczę:znowu braknie czasu na ozdoby świąteczne:(



Żeby napisać parę słów na temat książki, którą obecnie czytam muszę sięgnąć pamięciom trzy lata do tyłu żeby w ogóle przypomnieć sobie główne wątki  
W tedy to zachwycałam się trzema pierwszymi częściami znakomitego duetu M. Hjorth i H. Rosenfeldta zadając sobie pytanie: czy powieść szwedzka jest nowym gatunkiem literackim? TU


Na kolejną czwartą musiałam długo czekać, bo aż trzy lata. Trochę to za długo, żeby w lot połapać wszystkie wątki.
Ale warto było poświęcić trochę uwagi, bo thriller przedni.
Niemowa jak i wszystkie książki z cyklu Sebastianie Bergman są znakomite.
W książce jest wszystko to co lubię w skandynawskich kryminałach.
Świetnie wpleciony wątek kryminalny w tło obyczajowe i bardzo wyraziści bohaterowie uwikłani w swoje problemy dnia codziennego plus wartka akcja. Nic dodać nic ująć...

W mojej biblioteczce duet autorski stawiam koło tak znanych autorów jak Stieg Larsson i Camilla Lackberg
Chyba do tej pory nic równie dobrego nie czytałam, więc polecam  ale od pierwszej części.





Dziękuję wszystkim za ostatnie odwiedziny mojego posta i miłe komentarze:)
Pozdrawiam:)Ewa

środa, 12 października 2016

Expresowy zwyklaczek

Tak bardzo się zapierałam, że już nigdy czarnej włóczki. Dość kominów, szali, czarnych czapek dla córki [brrr...]
Jak to zwykle bywa: nigdy nie mów...nigdy
W magicznej szufladzie znalazłam odrobinę dziwnego moheru i zaczęły się kombinacje z czym by to połączyć? Za mało na cały swetr, a czapka raczej nie w moich kolorach, więc do czego będzie pasować? Do czarnej włóczki, a jak że!

Tak powstał zwyklaczek u dziergany w tempie expresowym metodą najszybszą jaką znam, czyli od góry, bezszwowy.
Z założenia miał być krótki, bo tylko miałam trzy motki włóczki ALIZE  lanagold fine i ciepły 49% wool /51% acrylic. Szczęście, że się zmieściłam w moich planach, nawet trochę czarnej włóczki zostało.

Pierwszy raz robiłam z Alize i w pełni spełniła moje oczekiwania. Włóczka bardzo dobrze się układa. Myślę, że świetne wychodziłyby z niej wszelkie sploty warkocz-owe: muszę spróbować:)
Nie wiem jaki będzie po praniu, jak  co, to się zwyklak  wydłuży i też będzie do użytku:))

A, że dziergam i czytam razem z Wami to dziś słów kilka o bardzo ciepłej, sympatycznej książce                                   pt. Róża Północy Lucindy Riley. Autorka dość popularna wśród literatury kobiecej.
Pierwsze spotkanie z twórczością pani Riley było nie udane, jednak dałam sobie jeszcze szansę i nie żałuję: Róża Północy okazała się książką trafioną. 

Saga rozpisana na dwa światy i dwie płaszczyzny czasowe. Oczywiście zawsze wolę tą starszą od czasów współczesnych choć zazwyczaj się z sobą zazębiają.
Książka ta, to typowy pochłaniacz czasu. Czyta się lekko i z wielką ciekawością.
Polecam osobą, którzy szukają lekkiej egzotyki na wielu płaszczyznach kulturowych.
Główna bohaterka to Hinduska, którą los zaplątał w świat arystokracji Londynu.
W pierw poznajemy ją jako sędziwą staruszkę, mentorkę rodziny, która wprowadza nas w historię jej samej i osób towarzyszących po czasy współczesne.
Lektura zaprasza nas w nostalgiczny świat XX wieku.




Zapraszam Wszystkich na pogaduchy u Maknety , co środę WDiC
Pozdrawiam. Ewa:))


wtorek, 11 października 2016

Moja jesień

...jesień złota, frywolna z promieniem słońca.
Taka była jeszcze tydzień temu w sobotę z moją siostrą na Szyndzielni:))




















wtorek, 4 października 2016

...razy dwa

Też tak macie ? Jak Wam się bardzo spodoba coś własnoręcznie zrobionego to powtarzacie to drugi raz?
Gdybym się nie powstrzymała to pewnie niektóre modele były by robione przeze mnie nawet razy trzy. W tamtym roku zrobiłam taki sam,  jesienny.
Tak często w nim chodziłam, że najzwyczajniej się zniszczył. Za bardzo, też go nie oszczędzałam piorąc w pralce i nastąpiło przeciążenie materiału:(
A bardzo go lubiłam, więc zrobiłam sobie następny z mięciutkiej włóczki Drops Alpaca kolor:7240
To nie pierwsze moje powtórzenie. Po prostu tak już mam robię albo dla siebie, albo to szamo komuś w prezencie:))



A teraz słów kilka na temat czytanego thrillera pt.Sezon niewinnych Samuel Bjork
Jest to pierwsza książka z cyklu: Holger Munch i Mia Krüger: detektyw i jego najskuteczniejsza podwładna.
On rozwiedziony z przeszłością i ona z problemami natury psychicznej, niestety nie wzbudzają mojej sympatii jak i cała książka.

W nie znanych okolicznościach giną dziewczynki, które morderca przebiera w sukienki dla lalek i wiesz na skakance na drzewach.
Dochodzą tajemnice i trochę wątków obyczajowych, śledztwo w sprawie trwa...akcja lekko do przodu. Ale nie jest to kryminał na skalę Larssona, niestety:(
Książka ma wszystko co potrzebuje skandynawski kryminał, a to jednak nie ta liga!
A tak reklamowany: że bestseller, że nominacja, a w ogóle to konkurencja dla Jo Nesbo (śmiech)
Jak to zwykle bywa sam zamysł dobry, a reszta jak zwykle. Bardzo staram się ją doczytać, ale mam poczucie straconego czasu.




Sweter zrobiłam latem, ale słońce tego roku mocno grzało, więc leżał biedny nie pozszywany na półce. Chyba czekał na  pluchę za oknem i przyszła na niego kolej.
Teraz to trochę mi szkoda pięknego światła w plenerze, mogłyby być lepsze zdjęcia...ale co tam... zapraszam Was do mojego kącika komputerowego w domu:)) 
























Pozdrawiam:)Ewa

środa, 21 września 2016

Chusta w kolorach jesieni...

Witam:))
Dzisiaj szybciutko chwalę się kolejną, bo już drugą (tu) taką samą chustą Yukko. 
Tym razem zrobiona dla mojej siostry. Muszę jeszcze dorobić jej czapeczkę, ale to innym razem


Czytam na prawdę super książkę:))) I w mojej opini prawdopodobnie będzie to książka roku.
Ósme życie (dla Brilki) Nino Haratischwili
Piękna powieść o kilku pokoleniach gruzińskich na tle gwałtownych wydarzeń historycznych.
Początek XX wieku. Mroźna zima. Na świat przychodzi Stazja, córka najsłynniejszego w carskiej Rosji gruzińskiego wytwórcy czekolady.
Autor umiejętnie kreuje swoje postacie opisując ich losy od pierwszej wojny światowej przez rewolucję październikową i drugą wojnę światową do początku XXI wieku. Od gruzińskich wybrzeży Morza Czarnego po  Berlin, Paryż i Londyn.
Literatura przez duże L.
Epicki rozmach, prawdziwi bohaterowie, wielkie namiętności i cudowny plastyczny styl.
 Polecam !





Nie wiem czy też tak macie? Często zapominam już kiedyś zrobionego wzoru .
I gdy go nie napiszę to po prostu zapomnę. Tak też było z tą chustą. Musiałam przekopać stare notatki, aby sobie przypomnieć, jak w ogóle zacząć tą prostą chustę.
Dla zainteresowanych zamieszczam mój opis (tu)



Zużycie materiału to 1/2 motka z każdego koloru HiMALAYA kasmir

Pozdrawiam:))Ewa

środa, 31 sierpnia 2016

W ferworze prac robótkowych

Witam na kolejnym WDiC u Maknety  /moim 56 już spotkaniu/


Dzisiaj chciałam napisać przede wszystkim o książce Wojciecha Dutki pt. Czerń i purpura

O robótkach kiedy indziej, bo mam trochę prac zaczętych i na szydełku i na drutach.
Trochę to do mnie niepodobne, wolę skończyć jedno i dopiero chwytać się nowego projektu.
A mam jeszcze sweter, który nie do końca zszyłam. Spadł z drutów dobre dwa miesiące temu.
Jeszcze do tego dochodzą frywolitki których nadal się uczę.
Sami widzicie jakiś chaos zapanował.


Książka która wpadła mi w rękę tak jakoś przypadkiem. Do końca nie zdawałam sobie sprawy o czym ona jest. W wyborze zmyliła mnie kategoria w jakiej znalazła się na portalu LC, mianowicie thriller/sensacja/kryminał co nijak się ma do lektury, bo to powieść historyczna dotycząca holokaustu.

O obozach koncentracyjnych napisano i pokazano już tak wiele, przedstawiono tyle makabrycznych sytuacji w filmach dokumentalnych i fabularnych, a karty książek niosą w sobie wiele dowodów okrucieństwa.
Chciałoby się powiedzieć, że chyba już wszystko wiemy i należy tylko pochylić głowę nad tym okropnym nie ludzkim czasem w obliczu srtasznej wojny.

"Czerń i purpura" napisana jest na faktach. Ale jak sam autor pisze: [Z szacunku dla prawdziwych bohaterów stworzyłem fikcyjnych...]
Opowieść dotyczy uczucia jakie zrodziło się między Heleną Citronvą i Franza Wunscha, których autor przedsawił jako Milenę Zinger i Franza Weimerta.

Żydówka i esesman, ofiara i kat...wydawałoby się nie możliwe. A jednak.
Jak do tego doszło i czym się kierowali to już trzeba samemu przeczytać, polecam z całego serca.
W książce nie tylko przeraża realizm holokaustu, powieść ujmuje też psychologiczna głębia.
Nim poznamy głównych bohaterów to prześledzimy ich dzieciństwo, młodość i stopniowe zmiany jakie w nich zachodziły.
Wojciech Dutka jest historykiem i to pozwoliło mu zgrabnie wprowadzić w powieść elementy prawdziwych wydarzeń historycznych.
Sprawnie nakreśla stosunki kościelne w obliczu okupacji  odnosząc się do wydarzeń na Słowacji, czy Węgrzech.
Autor nie rości sobie pretensji do nazywania książki dokumentem, choć dla mnie jest ona bardzo namacalna w swojej konstrukcji.
Przeczytałam ją jednym tchem, z wielkimi emocjami, często na bezdechu, gdy obozowe obrazy dosłownie wtaczały mnie w fotel.



W związku, że jeszcze są wakacje, wybór padł na literaturę podróżniczą Jacka Pałkiewicza Dubaj .
Jestem dopiero na początku tej orientalnej podróży.
Mało sobie doceniam ten gatunek literacki, muszę przyznać.
Warto czasem sięgnąć po inny środek podróży. Tym bardziej, gdy wiem, że fizycznie nie mogę pojechać w tak daleką i kosztowną podróż.
Jak wrócę, to podzielę się wrażeniami:))










Pozdrawiam odwiedzających:))Ewa

czwartek, 18 sierpnia 2016

Zmagania frywolitkowe

Witam na WDiC  moje to już 55 spotkanie-jak ten czas szybko leci:))

U mnie dalej zmagania z frywolitką i już po woli tracę cierpliwość...to na prawdę nie takie proste.
Za cel postawiłam sobie nauczyć się wzoru na bombkę choinkową i mozolnie co wtorek ćwiczę z różnym skutkiem.
Najgorsze, że nie mogę nic spruć, a odplątywanie supełków jest co raz to bardziej irytujące:(
Póki co nauczyłam się dopiero kółeczka i łuczka, z którym bywa różnie, bo nie zawsze chce mi się ułożyć akurat w tą stronę którą powinien:D


Na razie zrobiłam zakładkę, ale uwieście mi do ideału jej daleko.
Ale co tam: trening czyni mistrza:))

Szukam książki "Frywolitki klasyczne wzory"
Gdyby ktoś z Was miał i byłaby mu nie potrzebna to ja chętnie odkupię.



Książki pochłaniam szybko i systematycznie.
Wczoraj przeczytałam Dom duchów Isabel Allende i obejrzałam ekranizację z Meryl Streep w roli głównej.
Jest to piękna, cudownie magiczna i zaskakująca saga rodzinna. 

Kolejną książka to literatura włoska znanej i poczytnej autorki Elena Ferrante pt. Genialna przyjaciółka. I tu na temat książki zdania są bardzo podzielone. Jedni uważają, że to genialnie usypiająca  proza. Monotonny styl i nużące ciągi wywodów.
Szczęśliwcy, którzy czytali w języku oryginalnym uważają, że tłumaczenie jest nie do przyjęcia i takich tłumaczy to trzeba karać. Nie wiem, może i trzeba. Wszak książka dla mnie prawie rzecz święta.
Podobno kolejne części lepsze, bo kto inny tłumaczył. Przeczytam to będę miała porównanie.
Póki co pierwsza część podobała mi się. Fakt podeszłam do niej jak do jeża, ale im dalej w las tym większe zainteresowanie.
Sama o swojej prozie autorka pisze:

,,Spośród wielu sposobów, do których uciekają się pisarze, by
opowiedzieć świat, preferuje posługiwanie się narracją
precyzyjną, jasną i ucziwą, która opisuje fakty z życia
codziennego w sposób fascynujący,,

Myślę, że właśnie taką prozę autorce udało się osiągnąć.

No i trzecia jakże fantastyczna książka Wyspa Victori Hislop
Wyspa o nazwie Spinalonga  położona blisko Krety w malowniczej Grecji, kryje smutną historię kolonii trędowatych.
Dzięki tej książce poznałam temat dla mnie nie znany.
Historia małej społeczności obu wysp, choć nie pozbawiona bólu, cierpienia, strachu, ale także miłości, poświęcenia i dozgonnej przyjaźni w pełni mnie zafascynowała.
To książka fantastyczna, którą bez wahania polecam:))
Było to moje pierwsze spotkanie z autorką i z pewnością nie ostatnie.





Spóźniona o dobę spieszę zobaczyć co tam u Was się dzieje(?)
Pozdrawiam Ewa:))