Trochę spóźniona, prawie o tydzień. Prezentuję wieniec adwentowy.
Przyczyną były sprawy techniczne, które mnie pokonały...
Wieniec robiłam oczywiście na pierwszą niedzielę adwentu, takie było założenie, taki był plan:)
Niestety zabrakło mi jednej szarfy, bo nie wyliczyłam metrażu. A przy ozdabianiu byłam tak skupiona na samym wianku, że po prostu przy odpakowywaniu świec z foli poobcinałam im knoty. Taka gapa ze mnie:D Świeczki do wymiany...prezentacji nie będzie:((
Dzisiaj braki nadrobiłam i oto jest:))
Obok choinki wieniec adwentowy jest co raz częściej kultywowany w naszych domach.
Stanowi przedsmak świąt Bożego Narodzenia. Wprowadza mnie w nastrój dni adwentowych.
W tym roku nie typowo obsadziłam go na stelażu świecznika
Ps.
Nawiązując do ostatniego wpisu (tu) chciałam wszystkim jeszcze raz podziękować za tak liczne wypowiedzi. Była to dla mnie niespodzianka i radość czytać Wasze komentarze.
Wiem na pewno, że wszystkie imiona są wyjątkowe! I na pewno kupię sobie czarną sukienkę:DD
Dzisiaj będzie trochę wspomnień
Kolor czarny, kiedyś... dawno, był dla mnie jak druga moja skóra. Nieoderwalnie przyklejony do mojej osoby.
Był jak kurtyna za którą młody człowiek chce się tylko skryć i bezpiecznie przeczekać. Tylko co? Młodość, przemijającą urodę(?) A może skrywa się przed samym sobą. Wciąż pretensjonalnie buntując się przed światem i notorycznie zadając pytanie o sens swojego istnienia.
Taka byłam...
Dzisiaj na szczęście jest oznaką stylu, dobrego gustu.
Na wspomnienia nałożyły się dwa przypadkowe zdarzenia.
Ryan Socash, youtuber z kanału Kult America nagrał klip do popularnego utworu
KSU "Moje Bieszczady"
Tak, KSU punk rockowa kapela to mały etap mojego życia.
Była też fascynacja zespołem The Doors, kultowym filmem biograficznym J. Morrisona.
A imię jego kobiety, Pamela wydawało mi się najładniejsze na świecie.
Mało brakowało a tak nazywałby się moja Córka. Miała być po prosu Pam.
Rodzina kręciła nosem, co to za imię. Więc może Paulina? Już był jakiś kompromis ale dla mnie dalej mało oryginalny. Niech będzie chociaż Paula , lepiej brzmi tak pomyślałam:))
Ostatecznie córka została ochrzczona Paula Teresa po Babci.
A czas i tak zrobił swoje i przekornie wszyscy mówili na nią Paulina:D Mówili...
Wiem, że bardzo tego nie lubi i teraz w jej dorosłym życiu staramy poprawnie używać imienia Paula:))
Może macie ciekawe historie związane z wyborem imion dla Waszych pociech? Piszcie...
Wracając do klipu KSU to polecam do obejrzenia.
Nie koniecznie ze względu na styl muzyczny. Choć on akurat w tym klipie jest bardzo łagodny i sensowny.
Klip przyciąga uwagę pięknymi widokami jesiennych Bieszczad co skłoniło mnie do podzielenia się niewielką moją historią:D
Pochłonęły mnie te wspomnienia i główny bohater czarny sweter zszedł na drugi plan.
Choć dalej jest dla mnie efektowny to mało dziergam tym kolorem tylko dla tego, że męczy oczy.
Drugi powód to psia sierść niestety bardzo widoczna na czarnym, więc mało użyteczny w domu.
Robiony z góry na dół. Lekko poszerzany dodawanymi oczkami z przodu i równolegle z tyłu.
Wzór ażurowy zaczerpnięty z bloga IK-reatywnej Agnieszki
Ściągacz według wskazówek Reni tu 2 oczka prawe, 1 oczko lewe
Cieszę się z niego. Jest mięciutki i przyjazny dla ciała.
Włóczka to Drops Flora robiona podwójną nitką, druty nr 7mm
Zużycie materiału to 6 motków, choć nie jestem pewna czy nie zaczęłam siódmego motka ( hm...)
Ps.
W rytmie piosenki Dorsów: baby light my fire kołysałam moją maleńką córkę.
Byłam bardzo młoda, zbyt młoda...Kocham ją nad życie:)))
Rozdzierająco bolesna historia miłosna jakich wiele.. Temat truj kontu
małżeńskiego nie jest nam obca w literaturze i na ekranie. Można
powiedzieć: -o tym już czytałam.
Sięgnęłam po tą książkę ze względu na autorkę, która jest mi znana z książki pt.Powtórnie narodzony
Książkę tą zaliczam do moich ulubionych pod każdym względem.
Truj
kont, zdrada... jakby nie oceniać to miłość, ból i adrenalina. Ile
autorów tyle opisów miłosnych uniesień i klęsk, zawodów...
Książka Margaret Mazzantini ujęła mnie z innej perspektywy: mężczyzny.
Tak,
główny bohater to cynik jakich wielu wyrachowanych mężów ziemia nosiła.
Ale mało kiedy czyta się prawdziwą próbę rozliczenia się z samym sobą i
to w wydaniu płci męskiej.
Swoim początkiem dość kontrowersyjna,
czyż ojciec powinien opowiadać swojej córce o tym jak zdradza matkę? I
to tak drastycznej sytuacji na pograniczu życia i śmierci córki?
(wybaczam
autorce, musiała mieć punkt zaczepienia. równie dobrze główny bohater
mógłby snuć swoje wynurzenia umierającej żonie(ha,ha...))
Mimo początkowego niesmaku ujęła mnie ta historia stylem.
Język jest absolutnie genialny. Metaforyczny, piękny, na swój sposób poetycki. W innych miejscach cudownie banalny.
Autorka mnie nie zawiodła.
Dzisiaj na plan pierwszy powinna z założenia wysunąć się moja dziergana praca czyli brioszka.
Brioszka jak to brioszka większość z nas ją zna, nic szczególnego. Wzór prosty iście telewizyjny:))
Zrobiłam ją jako pierwszą prace po dłuższym oddechu nie robienia nic. Odłożyłam do szafy, bo i pogody na nią nie było.
Mamy już listopad a słońce nie daje za wygraną. Ściera się z mgłami o poranku, a wieczorem z chłodniejszym mrokiem.
Skoro tak piękną jesień mamy to prosto w plener wczoraj poszliśmy. I tak na moje oko to szal chowa się w tej okrasie jesiennych kolorów:D
Zapomniałabym napomknąć o włóczce...
...i tu sama siebie zaskakuję, wybieram dwa kolory Kotka 100% akrylowej, trzeszczącej w palcach włóczki na drutach:((
O książkach przeczytanych przez cztery ostatnie miesiące pisać mogłabym wiele. Ba.. mogłabym bloga osobnego założyć:D
Ale nie o to chodzi...recenzować to trzeba umieć, a ja tylko napomyka delikatnie. Po za tym książka nie zawsze gustuje tak samo w człowieku.
Pokazuję tylko te, które mi osobiście przypadły do gustu.
Dzisiaj "Nieczułość" Martyna Bunda
Powieść utrzymana jest na poziomie dobrego smaku i gustu literackiego autorki, pisana dojrzałym stylem z głębi kobiecej duszy. Nieczułość to książka o kobietach, siostrzanej miłości. Choć każda inna to na swój sposób solidaryzują się i wspierają w życiu.
Są i mężczyźni ważni, bo przy ich boku stojący. Ale czy do końca są ich wsparciem i ostoją? Na pewno wpływają znacząco na codzienność.
Przeczytajcie i oceńcie sami. Polecam, to bardzo dobra książka sięgająca historii okraszonej biedą i okrutną przemocą.
Jeszcze jedno zdjęcie w pięknej jesiennej scenerii.
Lato za pasem, jesień u boku a ja nadal zbieram chęci do napisania postu jak przysłowiowa sójka z a morze:))
Witam i wracam ponownie do grona zacnych dziewiarek i moli książkowych.
Dla ciekawych mojej nie obecności, woli sprostowania, przerwa przyszła do mnie, ot tak sama z siebie z wypalenia.
Sama jestem zdziwiona, bo trzy miesiące bez przerzucania oczek to jakby wpaść w czarną dziurę czasową:))...dobra, na szczęście po ciepłym lecie wyjęłam z dziury druty i śmigam różne okrycia, którymi będę się dzielić z Wami:)
Chusta powstała z inspiracji wzorem Féile pani Justyny Lorkowskiej.
Materiał to nie całe dwa motki Alpaca: perłowo-szary, jasny 9020 i dwa motki Flora: mix ciemny szary 05
Zdjęcia robione komórką, sama do końca nie wiem, czy jakość jest do przyjęcia.
Co innego widzę na moim starym monitorze i co innego na komórce.
Mam nadzieję, że będzie Wam tu miło zerknąć:)
...przyda się w zimniejsze dni.
Jestem jak ten chomik, zamiast zwiewnych wdzianek dziergam zapas szali i chust na zimę.
Moja jedwabna etola Tu na razie poszła w odstawkę. Ale na pewno do niej wrócę...hm...
Zauroczyły mnie kolory chusty Dropsa Point the Way . Sama nie wiem jak to się stało, bo kolory w szczególności róż kompletnie do nikogo z nas w rodzinie nie pasują. No może do mojej siostry, blondynki (?) To przecież nie jest jej styl;(
Sklep otworzę :DD
Mimo wszystko bardzo dobrze mi się ją robi. I o to chodzi żeby mieć z dziergania przyjemność. A chustę na pewno ktoś przytuli:D
Kolory są jak terapia pobudzająca - energetyzująca:-) Żywe i soczyste.
Właśnie teraz potrzebuję więcej energii, trudny czas za mną. Muszę się spiąć i wrócić do rzeczywistości.
Jakub Małecki to autor, z którym zaczęłam pozytywnie początek roku. Dobra passa trwa nadal. Pochłaniam następne jego książki:)
Odkładając Dżozefa ogarnęła mnie euforia. Przepełniło mnie wrażenie wszelakiej wdzięczności do autora za jego talent i kunszt artystyczny.
Śmiało mogę uznać pana J.Małeckigo za jednego z najlepszych ówczesnych polskich pisarzy.
Abstrahując od moich emocji...to moje trzecie spotkanie z panem Małeckim.
Każde z nich znakomite, a Dżozef jest kwintesencją pozostałych, które przeczytałam: Rdza i Dygot.
Polecam w szczególności czytelnikom na oddziałach laryngologi;-)
Nie dawno sama wróciłam z tegoż oddziału i wiem jedno: gdybym w czasie pobytu w szpitalu miała w ręku Dżozefa, to miałabym zdecydowanie większy odlot niż po zaaplikowanej mi narkozie:D (kto sięgnie po książkę, będzie wiedział o co chodzi z tym szpitalem)
Przede wszystkim to książka o książkach. O ich przemożnym wpływie na życie człowieka i mocy z jaką mogą na nas oddziaływać.
Choć historia czasem wydawała mi się absurdalna to w całości tworzyła spójny obraz ludzkich emocji z idealną puentą.
Z rosnącego stosu: do przeczytania sięgam po następną książkę,o nic nie mówiącym tytule Bang Podobno bestseller.
O... naiwności...ty moja !!!
Choć nie raz zarzekałam się jak żaba wody to znowu mami mnie marketing i w ręce moje wpada kolejny nie znany autor. Zobaczymy, zobaczymy może mile zaskoczy(?)
Najczęściej na moim blogu pokazuję to co już zrobiłam i jestem z tych prac zadowolona.
Chcę się podzielić moją radością ciesząc się z każdych odwiedzin i pozostawionych komentarzy.
Dzisiaj będzie inaczej...
Gdybym chciała napisać wszystko co czuję do mojej zaczętej robótki to pewno pomyślelibyście, że to jakaś malkontentka pisze. Ale pokrótce:
Skusiłam się promocjami Dropsa i nabyłam cieniutką alpacę mieszaną z jedwabiem Lace.
Zwiewny szal bardzo by mi się przydał.
Wybrałam wzór na stronie Drops żeby było prosto i bez kombinowania. Czyli ta sama ilość włóczki, te same druty co w opisie i oczywiście oczka mają się zgadzać ze schematem.
I na tym moje szczęście się kończy. Pomijam już to, że zaczynałam czterokrotnie albo i więcej razy ale to inna historia...
Pierwsze nabranie jest według schematu czyli 69 oczek/ 50cm szerokości.
Po przerobieniu sporego kawałka szal wydał mi się za wąski, bardzo wąski.
Pruję, dodaję kolejne 20 oczek = 89 oczek, dziergam i mam to co widzicie na zdjęciu. Czyli (?) Dalej nie mam pięćdziesięciu centymetrów szerokości szala :((
No...i powiedzcie mi jak to się ma do schematu?
Ciekawa jestem Waszych doświadczeń z wzorami Dropsa.
Ja jeśli wybieram sweter modelu o rozmiarze L to dobieram oczka jak do rozmiaru S/M
a w szalu najwyraźniej trzeba podwoić oczka:)
Na tą chwilę się poddałam:(wszystko do sprucia
Ale zaproponuję coś do czytania.
Kto zna książki Elizabeth Strout to wie, że to klasa sama w sobie.
Bardzo cenię tę autorkę za jej styl i trafność ujmowania i przekazu emocji bohaterów.
Amy i Isabelle tytułowe bohaterki to splot relacji pomiędzy matką i dojrzewającą córką.
Widziane oczami czytelnika wydają się jasne, choć czasem drastyczne. Ale dla nich samych to czasem przepaść.
Książka jet też o tym; nie zawsze łatwym czasie rozstania. Kiedy przychodzi ten czas na dorosłość naszych pociech, ten moment gdzie nasze dziecko tak na prawdę staje się dorosłe, samodzielne a nam wydaje się jeszcze nie odklejoną częścią naszego ciała.
Książka skłania do refleksji. Jak łatwo można przez pryzmat naszych wszelakich lęków, ułomności skrzywdzić własne dziecko.
Na druty wrzuciłam nową barwną chustę. Muszę się zrelaksować:D
A do ażurowego szala jeszcze wrócę. Hm...tak myślę:D
Dziś pokażę mój pierwszy zigzag, którego jestem bardzo zadowolona.
Bardzo... bo prosty w wykonaniu, bo zużył moje zapasy włóczek, bo jest ciepły i efektowny.
Wiem słońce praży, a ja z ciepłej włóczki szal pokazuję;)
Na ochłodzenie nie długo coś z lnu będzie...
Wzór to wielokrotność 12 oczek + 2 o. brzeg.
Przerabiamy ściegiem francuskim w kolejności:
*5 o. prawych,
2 o. razem na prawo /k 2 tog /
4 o. prawe
2 o. z jednego / kfb /
Od * powtarzać
Zużycie materiału: kolor przewodni to ciemny brąz Drops Alpaca (601) 3 motki,
Po jednym motku Drops Deligtht ( rabarbar 17 ) , Drops Alpaca mix czerwono- purpurowy ( 3969 ) i Flora mix brąz (08)
Czytelniczo w końcu na tory wskoczyłam, parę książek przeczytałam tych lepszych jak Harda i Królowa Elżbiety Cherezińskiej i gorszego sortu- Kobieta w oknie A.J Finn
Tytuł jest już Wam znany. O książce było głośno w mediach przed premierą.
W telewizji śniadaniowej oglądałam wywiad z autorem. Sama osoba autora nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia. Już w tedy mogła mi się lampka zapalić. Ale nie. Kolejną nie udaną kobietę z czegoś tam trzeba zaliczyć.
Teraz zachodzę do głowy-po co?
Niestety ten najprostszy chwyt marketingowy podziałał na moją wyobraźnię i wiecie jak to jest...czytam.
I z każdą kolejną stroną utwierdzam się w tym mało chwytliwym, sztampowym tytule. Ble...
W połowie odkładam, czuję się wolna i szczęśliwa.
Jeszcze bardziej szczęśliwa za sprawą autora Wojciecha Chmielarza i mojej bibliotekarki P. Agaty, bo poleciła mi tak fantastyczny dramat obyczajowy pt. Żmijowisko
Serdecznie polecam Chmielarza i ZigZac który pochłania nasze resztki z szuflad.
Z pewnością wrócę jeszcze do innych książek autora, jak i do ZigZaca :D
Hardę i Królową dla koneserów powieści historycznych.
Zrobiony na szydełku, przez co faktura jego jest cięższa. Na pewno ciepły, bo oprócz składu szarej włóczki wykonany jest z wełny.
Wymiary kocyka to ok. 107/97 cm
Zużycie materiału: niecałe 200 g. GAZZAL Baby Wool (823) jasny wrzos, 250 g. DROPS Alpaca (1101) biały i kolor szary akryl 200 g. Nie pamiętam jakiej firmy, pochodzi z moich zapasów.