Chyba nie tak źle z naszą koedycją skoro szczyt zaliczony.
Wyprawa była przednia, na cztery samochody.
Grupa zorganizowana: liderka grupy czyli moja siostra, podążający za nią mąż, wyprzedzające nas dzieci i psy, oraz para kochających się małżonków.
A korowód zamykają dwie astmatyczki (w tym ja) i asekurujący nas nasi panowie. Jak by co to jest komu podać inhalator rozkurczowy:)) pierwsza pomoc zawsze na miejscu:))
Jest jeszcze Jacek, dżentelmen dający odczuć, że nigdy nie jesteś ostatnia i na pewno dasz radę.
Spełniał funkcje motywującą:))
Z taką ekipą można maszerować :-)
Trasa zaczyna się dość niewinnie.
Hop... przez mostek i dalej wzdłuż malowniczego górskiego strumienia.
Niestety im dalej tym stromiej się robi
Piękne widoki rekompensują wysiłek
Nie siedzimy, to dopiero początek a gdzie do 1032m.n.p.m
Pierwszy przystanek, co nie którzy muszą się bardziej dotlenić ;((
Nawet młodzież przygasła
Idziemy dalej...
Hura...!!! Już prawie na szczycie
Widok z samego szczytu góry
A tu już nagroda...huśtawka, piękny krajobraz przed nami, zimny browar i my dwie siostry.
Widok z drugiej strony to część naszej pieszej wycieczki.
Piękne widoki dla których jest warto się wdrapać na szczyt Jaworowego.
Samo schronisko bardzo zadbane, czyste z miejscami noclegowymi.
Bardzo dobra, nie droga kuchnia . Tym razem oprócz czosnkóli , jedliśmy haluski z bryndzą i skwarkami...pycha.
Dla mniej wytrwałych w zdobywaniu szczytów jest wyciąg krzesełkowy.
Pięknie tam jest i na pewno jeszcze tam wrócę:))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz