Od dłuższego czasu szukałam starego krzesła do przemalowania.
Potrzebne mi było do siedzenia przy biurku z komputerem.
O takim właśnie marzyłam, solidnym starym niemieckim krześle.
Jak to moja rodzina mówi: lepsza spalona Niemiecka żarówka, niż działająca Polska (he..he...)
Ma miękkie siedzenie na sprężynach i drewnianą podstawę.
Cieszy moje oko:D
Tak było przed malowaniem i po odnowieniu
Uznałam, że przy kredowej będzie więcej pracy, a przecierki nie są mi potrzebne.
Znalazłam resztę farby z malowania kaloryfera i uznałam, że się nada.
Jest bezwonna, łatwo się nakłada, szybko wysycha i od razu jest efekt nabłyszczenia.
Po solidnym czyszczeniu krzesła papierem ściernym udało mi się uzyskać gładki efekt, więc i farba dobrze siadała.
Nic to, że się ogromnie napracowałam i tak się bardzo cieszę jak nie jedna kobieta z nowej torebki:))
Ja jestem z tych kobiet, które zdecydowanie bardziej cieszą się z odnowionego własnoręcznie krzesła, niż z nowej torebki;-) Super efekt!
OdpowiedzUsuńPrawda i nie jeden motek cieszy bardziej niż nie jedna szminka.
UsuńNie, żeby od razu się nie malować, ale...cieszą mnie bardziej kolory w innej formie:))