wtorek, 28 kwietnia 2020

Miód na serce


Wiem...traktuje mojego bloga bardzo po macoszemu.
Albo ja za nim nie nadążam albo moje prace tak szybko się nie robią. Chyba jednak to pierwsze.

Witam się dzisiaj z mojego miejsca gdzie komunikuję się z rodziną i znajomymi. A więc i z Wami:))

Większość z nas pokazuje się ludziom na kamerkach z anturażem w tle.
Często są to książki, ba całe ściany książek. Co widać często w telewizji. Podobno coś to tło ma wyrażać w naszej osobowości.
Wiecie: książki, że niby tacy mądrzy i dostojni jesteśmy. A z tyłu tektura:)
Jak na dziewiarkę przystało  u mnie serducho za mną, zrobione na szydełku.
A zdjęcia całkiem spontaniczne jak i ten post.
Grzywka jak widać żyje swoim życiem. Siwizne od lat pierwszy raz farbowałam sama.
No nie do końca sama, bo mój mąż miał w tym wielki udział. a jego zaangażowanie przerosło nawet mnie.
Pomagając miałam wrażenie jakby moją głowę potraktował zadaniowo, jak malowanie ściany.
Takie wcierki mi robił:D



To gniazdko uwiłam sobie z potrzeby. Żeby nie zwariować to do ludzi trzeba. Choćby przez kamerę.
Z tego też powodu więcej rozmawiam przez wszelkie komunikatory. Święta też tak spędziłam, odizolowana od najbliższych mi osób.
Choć było to na początku nie do pomyślenia to jednak dałam radę i nie było to takie straszne.
Za sprawą internetu słowa same nas niosły i co najważniejsze przyniosły ukojenie.
Teraz doceniam sobie jeszcze bardziej technikę. Za jej sprawą mogłam spędzić wiele godzin na pogaduchach wesołych, czasem smutnych, czasem niedorzecznych chichocząc popijając drinka.
Nawet gotowanie na ekranie było. I jaka zgodność, nikt nikomu w drogę nie wchodził. Myślę tu o kuchni:) Same dobre rady, miód na serce...



Mój osobisty anturaż. Ciekawe co z niego wyczytacie?


A to drugie serce, wisi w oknie na przeciwko mojego punktu komunikacyjnego.


Obiecuję, następny wpis będzie bardziej twórczy jak na dziewiarkę przystało.
Póki co jestem obecna na Waszych blogach i serdecznie pozdrawiam:))Ewa

3 komentarze:

  1. Witaj, Ewo. Miło Cię znowu widzieć. Bardzo dobrze rozumiem Twój stan, bo sami w podobnej izolacji z mężem jesteśmy, i Święta były przy zastawionym stole, tyle , że komunikowaliśmy się poprzez komputer , my zWilna, córka w izolacji w Krakowie, a syn Z Warszawy. Ale muszę przyznać, że do czasów kwarantanny nigdy nie poswięcaliśmy tyle czasu swoim bliskim, krewnym, nigdy tyle telefon nie rozgrzewał się od rozmów. Mnie to czas mija bardzo szybko, lekcje online, czytanie , trochę kuchni i robótki. Życzę optymistycznego nastroju na najbliższe tygodnie i kreatywnego spędzania czasu. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Paradoksalnie kwarantanna dała więcej konstruktywnych rozmów niż samo siedzenie przy stole. Ciekawe czemu? Może telefon zmusił nas do większej koncentracji w rozmowie. I to poczucie, że po drugiej stronie jest ktoś kto słucha tego co masz do powiedzenia? Zawsze można dostrzec plusy i to jest pozytywne.
    Ale i tak tęsknię za córką. Ale za nią to chyba bezwzględnie. Tak jak Twoja układa sobie życie na drugim końcu Polski. Twoja w Krakowie Ty w Wilnie, moja w Gdańsku ja w Cieszynie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Moi najbliżsi są przy mnie, więc praktycznie nie odczuwam izolacji:-). Gdyby nie to, że martwię się o przyszłość i daleko idące konsekwencje obecnego stanu rzeczy, to powiedziałabym, że dla mnie jest normalnie:-)
    Śliczne Twoje otoczenie - szarości z białymi elementami szydełkowymi prezentują się pięknie, wspaniałe otoczenie dla rękodzielniczki:-)

    OdpowiedzUsuń